Dzwon Miłosierdzia

Odlany Dzwon Miłosierdzia na ŚDM 2016

W rytmie serca

O narodzinach dzwonu Miłosierdzia, jego niezwykle przyjaznym brzmieniu i symbolicznym przesłaniu opowiada Piotr Olszewski, właściciel Pracowni Ludwisarskiej Jana Felczyńskiego w Przemyślu. Jego uroczyste odsłonięcie nastąpi 3 kwietnia w wielickim Campusie Misericordiae.

Co czuł pan, kiedy dowiedział się, że to właśnie pańska firma wykona dzwon na Światowe Dni Młodzieży?

Pamiętam spotkanie z księdzem kardynałem Stanisławem Dziwiszem na Franciszkańskiej, podczas którego zaaprobował projekt dzwonu. To była jedna z najważniejszych chwil w historii mojej firmy – podobnie czułem się tylko wtedy, kiedy dowiedziałem się, że mamy przygotować dzwon Jan Paweł II do wawelskiej katedry. To dla nas ogromny zaszczyt i przywilej.

Jak powstaje taki dzwon?

Wszystko zaczyna się od wytypowania jego wielkości i co się z nią wiąże – tonacji. Ważne jest, by dzwon idealnie wpasował się w miejsce, do którego jest przeznaczony. Z jednej strony zależało nam na tym, aby dzwon Miłosierdzia był dostojny, a z drugiej – biorąc pod uwagę postać Ojca Świętego Franciszka – wiedzieliśmy, że powinien być też skromny. Ten dzwon ma być przede wszystkim symbolem spotkania papieża z młodzieżą z całego świata. Wybraliśmy więc dzwon 500-kilogramowy, bo częstotliwość jego dźwięku jest zbliżona do tego, jak mówimy albo śpiewamy, a więc jego tonacja jest dla nas bardzo przyjazna. Następnie wykonaliśmy projekt – wspólnie z księdzem kardynałem uzgodniliśmy, co musi się znaleźć na dzwonie. A wybór był ogromny, w grę wchodziły m.in. płaskorzeźby, symbole, ornamenty, wizerunki, właściwie wszystko, co tylko sobie można wymarzyć. Ksiądz kardynał, który zresztą będzie podpisany pod szatą dzwonu, wybrał herby papieży Franciszka i Jana Pawła II, swój własny oraz symbol Światowych Dni Młodzieży. My tylko doradziliśmy, w jakich proporcjach to wszystko ułożyć na dzwonie. Po opracowaniu komputerowej wizualizacji do pracy przystąpił rzeźbiarz, który wykonał szatę graficzną. Później wszystkie detale zostały zalane woskiem i odbite w negatywie. W tym samym czasie inna grupa osób pracowała nad formą dzwonu, która składa się z czterech części. Pierwszą warstwą jest rdzeń – wewnętrzna część formy, miejsce, gdzie potem będzie bić serce dzwonu. Drugą warstwą jest dzwon fałszywy, który odzwierciedla kształt tego prawdziwego. Na niego nakłada się wykonane w wosku odlewniczym wszelkie ornamenty, wizerunki, napisy. Ten etap prac nazywamy ubieraniem formy dzwonu. Trzecią warstwą zabezpieczającą odlew jest płaszcz. Ostatnią częścią jest korona.

I kiedy wszystko jest już gotowe, to wtedy „rodzi się” dzwon…

Dokładnie tak. Wszystkie części formy są rozbieralne. Dzwon fałszywy z łatwością można odseparować od rdzenia i płaszcza. Po jego wyjęciu pozostaje pusta przestrzeń, którą podczas odlewu wypełnia się brązem dzwonowym. W tym stopie ważne jest zachowanie proporcji – stosunek miedzi do cyny powinien wynosić 78% tego pierwszego do 22% drugiego. Przy produkcji naszych dzwonów używamy tylko najczystszych, certyfikowanych materiałów, pochodzących z regionów niezagrożonych żadnymi konfliktami. Zarówno miedź pierwotna, jak i cyna są praktycznie pozbawione jakichkolwiek zanieczyszczeń – czystość obu metali jest bardzo wysoka, sięga 99,9%. Materiały roztapia się w piecu do temperatury ok. 1150-1200 stopni Celsjusza, a następnie zalewa się nimi wcześniej zakopaną w jamie odlewniczej formę. Ziemia dodatkowo zabezpiecza odlew. I tak powstaje prawdziwy dzwon. To jednak nie koniec prac – trzeba jeszcze wykonać klasyczne dębowe zawieszenie, serce i napęd, ale tym zajmuje się już współpracująca z nami firma Rduch Bells & Clocks z Czernicy.

Przy odlewie mogą podobno uczestniczyć świadkowie…

Jak najbardziej, często zapraszamy księży i parafian, aby wspólnie z nami przeżywali ten moment. Proszę pamiętać o tym, że dzwon zamawia się raz na setki lat. To jest wielkie wydarzenie w życiu każdej parafii, odbywa się co kilka pokoleń. Jeśli na odlew dzwonu weźmiemy dzieci, to one później będą opowiadać o tym nie tylko swoim córkom i synom, ale i wnukom czy prawnukom. I może kiedyś ktoś, słysząc bicie dzwonu, powie z dumą, że dziadek, będąc jeszcze dzieckiem, na własne oczy widział proces jego powstawania.

Nie macie państwo tremy, jak tyle osób patrzy wam w tak doniosłej chwili na ręce?

Zawsze mamy tremę, niezależnie od tego, czy mamy gości czy nikt nam się nie przygląda. Bo odlew czegokolwiek, a w szczególności dzwonów, wykonywany u nas od 1808 roku tradycyjną metodą, jest bardzo ryzykowny. Zawsze może się coś nie udać.

Skoro taki dzwon ma służyć setki lat, to na ile dają państwo gwarancję?

Na 25 lat, aby w razie czego dzieci nie musiały ponosić odpowiedzialności za pracę rodziców czy dziadków. Od wielu lat prowadzę firmę i jeszcze mi się nie zdarzyło, żeby ktoś zareklamował dzwon.

Wróćmy jeszcze na chwilę do dźwięku dzwonu, bo on jest przecież najważniejszy. Co decyduje o jego brzmieniu?

Dwie sprawy. Po pierwsze, jakość materiału, o której wcześniej mówiłem, czyli to, żeby miedź była miedzią, a cyna – cyną bez żadnych domieszek, a także zachowanie między nimi właściwych proporcji. I to jest najważniejsze, a zarazem najprostsze do osiągnięcia, gdyż wystarczy być rzetelną firmą. Po drugie, na brzmienie dzwonu wpływa kształt jego żebra, ale to jest już nasza, ludwisarska tajemnica. Temu zadaniu zdecydowanie trudniej sprostać. Ciągle staramy się udoskonalać dźwięk, myślę nawet, że jesteśmy już blisko ideału, a wiemy to stąd, że jako jedyna firma w regionie regularnie poddajemy się testom kampanologicznym, na przykład na odbiór dzwonu do katedry wawelskiej przyjechał kampanolog z Czech i przy użyciu specjalistycznych kamertonów sprawdzał jego dźwięk. To bardzo ważne, bo brzmienie dzwonu to skomplikowana sprawa. Nigdy nie jest to pojedynczy dźwięk – na ton uderzeniowy składa się wiele dźwięków, które dopiero łącząc się w całość dają harmonijne, piękne brzmienie.

Co to znaczy, że dzwon Miłosierdzia będzie w tonacji a1?

Dźwięk w tej tonacji jest bardzo przyjaźnie odbierany przez ucho ludzkie, nie powinien więc przeszkadzać ani młodym ani starszym ludziom. To jest 440 Hz, czyli taka częstotliwość, w jakiej mówimy albo śpiewamy. Dzwon o tym rozmiarze i w tej tonacji charakteryzuje też to, że częstotliwość uderzeń na minutę jego serca jest zbliżona do bicia ludzkiego serca. Dokładnie taki sam jest wawelski dzwon Jan Paweł II.

Kontynuuje pan rodzinne tradycje, bo nie było innego wyjścia czy wręcz przeciwnie – od zawsze pan o tym marzył?

Jestem z tych, co musieli dojrzeć do pewnych decyzji. Najpierw spróbowałem czegoś zupełnie innego, by zrozumieć, co tak naprawdę mnie interesuje. Odkąd pamiętam, życie mojej rodziny skupiało się na ludwisarstwie, w pewnym momencie poczułem więc przesyt tym tematem. Na szczęście dość szybko na tyle zmądrzałem, że wróciłem na właściwą drogę, by kontynuować rodzinną tradycję.

Będzie pan do tego nakłaniał również swoje dzieci?

Tak, jak mój ojciec dał mi wybór, ja też pozwolę swoim dzieciom zadecydować o tym, co chciałyby robić w życiu, choć oczywiście będę je do tego zachęcać, bo to nie tylko przyjemne zajęcie, ale też niezwykle ważne. Natomiast nie ukrywam, że byłoby mi bardzo miło, gdyby dzieci chciały kiedyś przejąć rodzinną firmę.

Dlaczego uważa pan, że warto zajmować się produkcją dzwonów?

Bo dzięki tej pracy mam poczucie, że robię coś ponadczasowego. To coś więcej niż produkcja zwykłych towarów, które przydają się na chwilę. Wiem, że to, czym zajmował się mój pradziadek, dziadek, ojciec i ja zostanie kiedyś po nas i będzie służyło następnym pokoleniom. Poza tym to bardzo ciekawe zajęcie, dotykające wielu różnych zagadnień. Nie ograniczam się tylko do spraw technicznych związanych z odlewnictwem, ale też zajmuję się kwestiami artystycznymi i historycznymi. Niejednokrotnie podczas wizyty na jakiejś wieży, odkrywałem historię danego miejsca. Bo z dzwonów można wyczytywać to, co działo się przed setkami lat. Ostatnio byliśmy w Sandomierzu, gdzie zobaczyliśmy XIV-wieczny najstarszy datowany dzwon. I wreszcie ostatnia sprawa, dzwony wykonujemy nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie, więc często trzeba podróżować, co również sprawia mi wiele przyjemności.

Najważniejszy dzwon, który za pana czasów powstał w pracowni to…

Jan Paweł II, który jest ostatnim dzwonem na Wawelu. Miejsce w Wieży Srebrnych Dzwonów czekało na niego aż 500 lat. Ten dzwon wybrzmiał w szczególnym momencie – podczas kanonizacji naszego papieża w 2014 roku. Ale jest jeszcze drugi, równie ważny dzwon Mieszko i Dobrawa, który znajduje się na Ostrowie Lednickim – po raz pierwszy usłyszymy go w trakcie uroczystości z okazji 1050. rocznicy Chrztu Polski, które odbędą się w kwietniu. Trudno powiedzieć, który z nich jest ważniejszy.

Rozmawiała Katarzyna Wierzba